Samotnie pośrodku chaosu

W filigranowej łódeczce,

Trzymając linę zażarcie

W uśmiechu maseczce.


Podczas sztormu walcząc

Skórę i mięśnie zdzierając,

Lewiatana wyzywać a

Z wiatrem w szranki stając.


Wtem promyki przez chmury

Przebijają się niczym śreżoga,

Ocieplając twarz żeglarza

Osłabiając wroga.


Promyk ten tak wiele daje,

Tak też wzmacnia wolę,

Tak naprawdę niczym więcej

Nie jest jak przerwą w niedole.


Tak jak fala co sekundę

W łódkę się rozpędza,

Tak jak topi wtem żeglarza

Życie w róg zapędza.


Tyle warte te promienie

Co przerwa pomiędzy,

Nieskończonymi falami

Rzeczywistością nędzy


Jednak nie pluje na nie

Starzec napinając linę,

Uśmiecha się szeroko

Ignorując opuklinę