Biegnąc wskroś trawiastego morza

Spotkała Antylopa wroga wielkiego

Lew leżąc przy skale zraniony,

Wyciągał łapę zwierzęcia marnego


Podbiegła wtem w kierunku jego

Wylizać wszelkie rany ciała

Okazała dobroć drapieżnikowi

Szponami w zamian dostała


Uciekając wtem w popłochu

Utykając lekko w drodze

Zobaczyła hienę marną,

Topiącą się w bliskiej wodzie


Ruszyła tam więc z pomocą

Wpadając do wody zbiornika

Wyciągając hienę z błękitu,

Dostała kłami od drapieżnika


Szła już tylko dalej Antylopa

Nie mając na bieg siły

Zobaczyła w pobliżu słonia

Do pomocy nogi ją zmusiły


Ratując małego słonika,

Którego odwodnienie trapiło

Z pyska własnego dała wodę,

Staranowanie matki ją zraniło


Idąc ledwo trzymając się życia

Antylopa spotkała brata swego

Nie znała drugiej antylopy

Widziała tylko olbrzymie rany jego


Na szyi pełno dziur posiadała

Żebra wygięte do środka miała

A udo od pazurów zakrwawione

Od widoku aż przechodziły mrowie


Antylopa przeszła jedynie dalej

Nie zamierzając okazać pomocy,

Osobie której najbardziej musiała

Wybierając dla siebie okrycie nocy